Marek Krajewski - Głowa Minotaura

Здесь есть возможность читать онлайн «Marek Krajewski - Głowa Minotaura» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Głowa Minotaura: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Głowa Minotaura»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Breslau, 1 stycznia 1937 roku, kwadrans na piątą rano. Eberhard Mock niespodziewanie dostaje rozkaz poprowadzenia śledztwa w sprawie morderstwa. Ofiarą jest młoda kobieta – okaleczona, zgwałcona i zabita, jej ciało znaleziono w podrzędnym hotelu, znanym jako miejsce schadzek. Była cudzoziemką, a w jej skromnym bagażu znajdowała się maszyna do pisania z francuskimi znakami. Czy hitlerowskie władze słusznie podejrzewają polityczny charakter zbrodni, przypuszczalnie wymierzonej w III Rzeszę? Jaki związek ze sprawą ma piękna czarnooka kobieta, kilkakrotnie widziana na granicy polsko-niemieckiej? Mock – tym razem w randze kapitana abwery – niechętny nowym porządkom, intrygom gestapo i władzy faszystów, szuka mordercy. Znów jest w swoim żywiole – krąży po pełnych okrucieństwa, przemocy i tajemnic miejscach, spelunkach i zaułkach; ociera się też o mroczny świat wyższych sfer, w którym zdarzają się skandaliczne historie. Dzięki swoim niekonwencjonalnym metodom pracy i przebiegłości trafia na ślad przestępcy, prawdopodobnie jest na tropie seryjnego zabójcy. Losy śledztwa potoczą się jednak bardzo nieoczekiwanie…

Głowa Minotaura — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Głowa Minotaura», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Nu, ja nic… Nic… – Woźny był najwyraźniej zakłopotany.

– No dobrze, dobrze, panie… panie…

– A Źrebik ja jestem, Józef na chrzcie mi dali…

– No, panie Źrebik – aspirant pogroził mu palcem – żeby mi to było ostatni raz! Niech pan nie mówi nic, tylko szczerą prawdę!

– Jawol, panie komisarzu. – Stary najpewniej służył za Franciszka Józefa, bo stuknął obcasami w swej dyżurce.

– No to teraz niech pan mi powie, bo pan to wie najlepiej, panie Źrebik. – Grabski pochylił się nad pedlem. – Jak się zachowują ci studenci i uczniowie rusińscy. I nie tylko rusińscy… Polscy, żydowscy, może jeszcze inni… Wie pan, o co mi chodzi… Dziewczynki i takie inne sprawy…

– Ja nikogo tu nie wpuszczam, panie komisarzu. – Źrebik zrobił urażoną minę. – Nikogo obcego! Jestem stary feldfebel i słucham zwierzchności!

– To bardzo dobrze, to się chwali. – Wyciągnął do pedla prawicę. – Niech uścisnę rękę tak dobrego funkcjonariusza państwowego. Ja jestem też niejako pańską zwierzchnością. Ale łagodną i wyrozumiałą…

Źrebik aż pokraśniał z zadowolenia, kiedy podawał rękę Grabskiemu, a ten szykował się do zadania trudniejszych pytań.

– No niech mi pan powie jedną rzecz. Przecież to są młodzi mężczyźni, oni potrzebują kobiecego towarzystwa, wie pan, ja w ich wieku to dnia nie mogłem wytrzymać, żeby… No wie pan…

– Panie komisarzu, myśmy to takiego w wojsku mieli, za kowala robił w Sanoku, co jak rano wstawał, to wiaderku z wodą mógł na zbóju nosić! Tak mu stał!

– No widzi pan. – Grabski roześmiał się szczerze. -Myśmy wszyscy tacy… Z niewiastami trudno, ale bez nich jeszcze gorzej…

– Ja tu zawszy mojej Mani mówię…

– No widzi pan… A tutaj te chłopaki… Żaden z nich na dziunie nie wyskoczy, bo może go nie stać, bo za drogie, prawda, panie Źrebik?

– Ni zichyr. Jedna dziunia kosztuji tyli, co niektórzy czasym na miesiąc maju…

– No to co? Zdarza się chyba, że oni… Wie pan, co mam na myśli… Muszą sobie ulżyć…

– A zdarza, si zdarza – westchnął pedel. – Nieraz to taki kolejki do wychodka, że aż strach, bo jedyn taki owaki zajął kibel na dłużyj… Nu to co un tam robi, jak nie wali kapucyna…

Aspirant przez chwilę się zastanawiał, czy zadając najważniejsze pytanie, nie odwołać się do doświadczeń wojskowych rozmówcy. Uznał jednak, że wprowadzenie typu: „Panie Źrebik, zna pan życie, no to ja pana zapytam wprost…”, może urazić starego, jeśli poczułby się posądzony o skłonności pederastyczne.

– A zdarzało się, żeby wzajemnie sobie robili zadość? – Grabski zadał najważniejsze pytanie bez wstępów. – To się rzadko zdarza, ale się zdarza…

Źrebik ku zaskoczeniu Grabskiego nie żachnął się wcale ani nie zapałał świętym oburzeniem. Jedynie ściszył trochę głos.

– A był tu taki. – Pedel spojrzał uważnie na policjanta spod nastroszonych brwi. – Wyjątkowo na kulegów zajadły. Tu nie Rusin, to rychtyg nasz ze Zdołbunowa. Syn… Żal to mówić, ali to syn pulicaja. Nocą na stryszku chodził i namawiał młodych ze sobu chodzić… On jedyn, inszego nie pamiętam.

– Jak się nazywa ten wychowanek? Ile ma lat? I co teraz robi?

– A to ja już muszy sprawdzić – powiedział pedel i wyciągnął zatłuszczony zeszyt. Poprzewracał kartki i jedną z nich przygwoździł żółtym od nikotyny palcem. – On, mam tegu… Zając Antoni, rocznik dziesiąty…

– Tysiąc dziewięćset dziesiąty, tak? No to ma teraz dwadzieścia siedem lat.

– Tak, tak by to było.

– A co robi, gdzie pracuje?

– Tego to nie wim. Studiował prawo, taki syn, i gdzieś się wyprowadził. Z pięć lat będzi. Nic więcej nie wim.

– A jak on wyglądał?

– A nieduże to było, ale silne, żylaste…

– Brunet, blondyn…

– A czarny…

– Ładny był?

– A bo ja wim? – Źrebik się zamyślił. – Czy to ja wim, kiedy jedyn z drugim ładny czy brzydki?

Grabski, kiedy już znalazł się na odśnieżonym chodniku, świeżo posypanym piaskiem, poczuł dawno nie-odczuwany dreszcz emocji i zrozumiał, że jego żal za archiwaliami jest śmieszny i niewytłumaczalny.

Lwów, środa 27 stycznia 1937 roku,

południe

Aspirant Herman Kacnelson nie był zachwycony zadaniem, jakie otrzymał. Wiele już razy próbował wytłumaczyć naczelnikowi Zubikowi, że sam fakt żydowskiego pochodzenia nie predestynuje go bynajmniej do pracy – jak to mawiał jego szef – „na odcinku mniejszości narodowe”. Kacnelson pochodził z dawno zasymilowanej żydowskiej rodziny, której przedstawiciele od dwóch pokoleń byli lwowskimi prawnikami. Ich stosunek do religii mojżeszowej był – delikatnie mówiąc – dość oziębły, podczas gdy do socjalizmu i niepodległości Polski – wręcz entuzjastyczny. Kacnelsonowie mówili wyłącznie po polsku i nosili tylko polskie imiona. On sam otrzymał wyjątkowe w rodzinie imię „Herman” na pamiątkę po pewnym austriackim oficerze, który pod Sadową uratował życie jego dziadkowi i którego portret wisiał w ich salonie obok portretu najjaśniejszego pana, Franciszka Józefa. Imię „Herman” było zresztą bardzo rozpowszechnione wśród polskich Żydów i aspirant z tego właśnie powodu szczerze go nienawidził, gdyż uważał je za nieznośne piętno żydowskie, za niepotrzebny balast, niegodny nowoczesnego człowieka, który sam decyduje o swojej przynależności narodowej. Nie mógł go jednak zmienić w obawie przed wydziedziczeniem, bo właśnie tak pewnie zareagowałby jego ojciec, gdyby dowiedział się o takim pomyśle. Nic zatem dziwnego, że zadania „narodowościowe”, przydzielane zasymilowanemu aspirantowi przez naczelnika, ten wykonywał niechętnie i czekał na lepsze czasy, kiedy jego szefem zostanie – w co głęboko wierzył – komisarz Edward Popielski, który doceniał jego talent śledczy, a nie dbał o pochodzenie narodowe.

Rozmowy z przedstawicielami religijnych środowisk żydowskich, w których pieczy leżały bursy, napawały go niechęcią. Widząc brudne salki modlitw przy synagogach, chłopców kiwających się w chederowych ławkach, wyświechtane chałaty i jarmułki starozakonnych oraz peruki pobożnych Żydówek, słuchając wywodów w nieznanym mu jidysz, czuł, że się cofa w mrok nieznanego świata, a jego logiczny i racjonalny umysł, wyćwiczony na nieukończonych studiach politechnicznych, zalewają męty jakichś odwiecznych zabobonów.

Z ulgą zatem odhaczył w swym policyjnym notesie wszystkie instytucje religijne, oferujące niezamożnej młodzieży mojżeszowej dach, wikt i opierunek. Było ich raptem kilka i wszędzie na swoje pytania uzyskiwał podobne negatywne odpowiedzi. Nikt ze zwierzchności sierocińców żydowskich nie chciał nawet słyszeć o tym, że w ich internacie mógłby się znajdować jakiś meszuge, który popełniałby grzech Onana lub – nie daj Boże! – sodomitów. Herman Kacnelson – mimo braku jakiegokolwiek tropu – odetchnął z ulgą, odprawił swojego dalekiego kuzyna, którego zatrudniał jako tłumacza z jidysz, i udał się do świeckich żydowskich zakładów wychowawczo-noclegowych.

Pierwszym z nich był Dom Sierot Żydowskich przy placu Strzeleckim. Po dłuższej chwili został dopuszczony przed oblicze jego dyrektora, pana Wolfa Tyśminicera. Policjant przedstawił się, wyjął notes i ołówek, po czym z ciężkim westchnieniem rozpoczął kolejne przesłuchanie. Zadał kilka pytań i poczuł, że jego tętno zaczyna żwawiej bić. Po kwadransie rozmowy Herman Kacnelson przestał przeklinać inspektora Mariana Zubika za to, że ten przydziela mu wyłącznie „żydowskie zadania”.

Lwów, poniedziałek 25 stycznia 1937 roku,

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Głowa Minotaura»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Głowa Minotaura» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marek Krajewski - Phantoms of Breslau
Marek Krajewski
libcat.ru: книга без обложки
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Liczby Charona
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Erynie
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Róże Cmentarne
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Festung Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Śmierć w Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Aleja Samobójców
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Dżuma W Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Widma W Mieście Breslau
Marek Krajewski
Marek Krajewski - Koniec Świata W Breslau
Marek Krajewski
Markus Krajewski - Wirtschaftsvölkerrecht
Markus Krajewski
Отзывы о книге «Głowa Minotaura»

Обсуждение, отзывы о книге «Głowa Minotaura» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x