– Zaśpiewaj mi jedną z nich… może… może tę rycerską? zażądała wychowanka.
– Jeszcze nie czas – powiedziała Czarownica ze spokojnym uporem, a na upór Czarownic nie było sposobu. – W każdym razie pierwsze trzy, cztery zwrotki Pieśni są tożsame z krótką Historią Królestwa Wielkiego, którą już po części znasz. Następne opowiadają o jego upadku. Jeśli w Księdze Wielkiej poznałaś historię Królestwa, to w Księdze Mniejszej poznasz właśnie przyczyny jej zniewolenia przez Najeźdźców. A potem… no cóż… Pieśń Jedyną zaczęto śpiewać już w pierwszych stu latach panowania Najeźdźców, a z każdym kolejnym rokiem powstawały coraz to nowe zwrotki. Dziś Pieśń ta wydaje się nie mieć końca, coraz to zmienia się i rodzi…
– Kto ją ułożył i kto dalej układa?
– Takie pieśni, pieśni wieszcze nie mają nigdy jednego autora. Układają się same: z szumu drzew, śpiewu ptaków, zawodzenia wiatru, szmeru strumyków i namiętnego śpiewu rwących rzek lub górskich wodnych kaskad. Niektóre ich zwrotki śnią się ludziom, którzy potem, nagle przebudzeni, ze zdumieniem słyszą je powtarzane własnymi głosami. I w tęp właśnie sposób – zwrotka po zwrotce – Pieśń Jedyna rodziła się i docierała do zniewolonych przez Najeźdźców ludzi. Początkowo głosiła jedynie historię świetności Królestwa – po to, by jej nikt nigdy nie zapomniał. Gdy doszły nowe zwrotki, okazało się, że upamiętniają straszliwy Dzień Napaści i późniejszy, szybki upadek Królestwa Wielkiego; po to aby żadne z następnych pokoleń nie zatraciło w swych sercach nienawiści do Najeźdźców. Były to zwrotki bardzo potrzebne w owym czasie, bowiem wielu ludzi uznało, że podporządkowanie się i przejście na służbę do Najeźdźcy daje lepsze, mniej głodne życie, nawet jeśli bat uderza częściej. A potem, nie wiadomo skąd, zaczęły przybywać następne strofy, mówiące o szansie odzyskania po setkach lat niewoli tego, co Wielkie Królestwo zda się bezpowrotnie utraciło: wolności. I dopiero wtedy coraz więcej ludzi zaczęło ją śpiewać, nawet pod grozą kary śmierci. Niekiedy śpiewają tylko półgłosem, całkiem cicho, cichuteńko, ale bywa i tak, że od ich śpiewu aż trzęsą się mury więzień – mówiła Czarownica zadumanym głosem. Nagle urwała, zamilkła, by po chwili rzec swym normalnym chłodnym głosem:
– Tak czy owak, jeszcze nie pora, abyś uczyła się Pieśni Jedynej. Nie zdążyłaś nawet dokończyć nauk z Księgi Mniejszej, a nasz czas powoli się kończy…
– Co masz na myśli? – spytała Dziewczynka.
– Nie dostrzegłaś, że minęło prawie sześć lat, gdy zabrałam cię od Czarownicy Pierwszej? Już tylko paru miesięcy brakuje ci do ukończenia trzynastego roku życia.
– 1 co wtedy?
– Sama zobaczysz co wtedy. Ucz się cierpliwości, gdyż będzie ci w życiu potrzebna – odburknęła Czarownica.
Po pięciu latach przebywania w pieczarze z Czarownicą Drugą jej podopieczna nauczyła się czytać w myślach wszelkich żyjących istot. Musiała też przyswoić sobie Prawa Pierwsze, rządzące tą sztuką. Ustalone przed wieloma wiekami przez Czarownice, stanowiły długi zbiór zasad, który w sumie sprowadzał się do zakazu czytania w myślach dla osiągnięcia własnych korzyści lub uczynienia komuś krzywdy. Dziewczynkę irytowały te ograniczenia, ale musiała się z nimi pogodzić.
– W naszej pradawnej Akademii Magicznej wszystkie Odwieczne Prawa Praw musiały być przestrzegane – dorzuciła Czarownica, widząc niezadowolenie na twarzy swej wychowanki. – Uczennice, nawet najzdolniejsze, które próbowały je złamać wbrew naszej woli, były z Akademii usuwane, a Trzynaście Sióstr Starszych odbierało im ich magiczne talenty raz na zawsze. Albowiem zamiast pomagać, mogły nimi szkodzić ludziom.
Zarazem Dziewczynka doskonaliła wciąż uprzednio nabyte umiejętności. Ze szczególnym zaciekawieniem wysłuchiwała z szumu najwyższych drzew w okolicy wieści z najbliższych Miasteczek i Wsi. Nigdy nie było ich wiele i zawsze się powtarzały. Dawnym mieszkańcom wolnego Wielkiego Królestwa życie upływało w nędzy i cierpieniu. Ci, na których skupiła się podejrzliwość Najeźdźców, wędrowali do więzień, by już nigdy nie powrócić do swych domów. Ich rodziny, wprawdzie z bólem i płaczem, godziły się z tym dość szybko, bowiem ratunek nie był nigdy możliwy ani nie miał skąd przyjść. Jedynym promykiem nadziei była Pieśń i ukryta w niej wiara w powrót wolności – wiara święta i niezłomna. Nic dziwnego zatem, że mimo grożących za jej śpiewanie straszliwych kar, zawsze znalazł się ktoś, kto przekazywał te słowa swym dzieciom, sąsiadom, przyjaciołom. I tak przechodziła ona z pokolenia na pokolenie.
– Tak bym chciała poznać tę Pieśń – wzdychała niespokojnie Dziewczynka.
Ale bez pomocy i zgody Czarownicy na razie nic nie mogło się stać; żaden ptak ani drzewo nie chciały jej przekazać tych tajemniczych i upragnionych słów.
“Niech no tylko dorosnę i żadna, ale to żadna z Czarownic nie będzie miała prawa dyrygować mną!” – złościła siew głębi serca. – “Wkrótce będę umieć tyle co one, a może nawet więcej i wtedy pokażę na co mnie stać…”
W czasie takich myśli, które zmieniały jej jasną twarz, Czarownica zerkała na nią z ukosa i kręciła głową z niepokojem. Raz tylko, gdy myśli Dziewczynki były aż nazbyt buntownicze i gniewne, Czarownica odczytawszy je powiedziała spokojnie:
– Nigdy nie posiądziesz całej czarodziejskiej, magicznej wiedzy. Tej wiedzy, którą miało w tym kraju jedynie Trzynaście Sióstr Starszych. A ja jestem jedną z nich, co prawda jedną z nielicznych ocalałych. Wychowujemy cię nie na Czarownicę i za kilka lat przestaniemy tobą dyrygować. Oby tylko i tobie, i wszystkim ta samodzielność wyszła na dobre…
Dziewczynka speszyła się i zamilkła. Z Księgi Mniejszej pozostało już do nauki niewiele. Pozostał tylko ostatni rozdział, zawierający ciąg dalszy historii Wielkiego Królestwa.
W Księdze Wielkiej historia ta zakończyła się opisem rządów najwspanialszego z dwudziestu czterech władców Luila XXIII. To właśnie on, chcąc położyć tamę żądzy wszelakich wojen zaborczych – które nękały Królestwo jeszcze przed jego zjednoczeniem – nakazał zniszczyć całą broń, jaka kiedykolwiek i gdziekolwiek znajdowała się w posiadaniu jego podwładnych. Czego nie dało się spalić lub porąbać na kawałki – zostało zakopane w ziemi na wieczne czasy. Matka Ziemia przyjęła w siebie tysiące srebrzystych mieczy z ozdobnymi rękojeściami, których stal była tak mocna, iż oparła się jakiejkolwiek próbie zniszczenia. A każdy z tych mieczy przynależał do jednego z wielkich, rycerskich rodów o wielowiekowej tradycji. Niektórzy z rycerzy płakali żegnając się ze swą bronią, inni próbowali ją ukryć przed okiem królewskiej gwardii, ale większość uznała wyższość Idei Pokoju nad umiłowaniem żołnierki.
Dzień ów nazwano Dniem Zakopywania Broni i od tej pory corocznie czczono go jako uroczyste, zaświadczające o szlachetności Luila XXIII święto. Luil XXIII zdążył już zejść z tego świata po 77 latach panowania – i jak przystało na ród Luilów stało się to wyłącznie ze starości, a nie z choroby czy innej przyczyny – a Dzień Zakopywania Broni, przypadający na sam początek wiosny nadal był największym i najweselszym ze świąt. Patronował mu już kolejny, dwudziesty czwarty z rzędu król o imieniu Luil. Legenda głosiła, że Święty Kamień przyjął go chętnie, namaszczając tym samym na króla – ale na mgnienie oka zalśnił jakąś ponurą, zielonkawą poświatą, która zebranym tłumnie kapłanom, rycerzom, uczonym i przedstawicielom wszystkich poddanych skojarzyła się – w ponury sposób – z Podziemnym Królestwem Złej Śmierci. Ale dość szybko zapomniano o tym wydarzeniu.
Читать дальше