Dokoła rozpościera się normalny Kosmos, w którym gwiazdy dzielą od siebie dziesiątki lat świetlnych, a fundamentalne prawo Wszechświata, powszechne ciążenie, gwarantuje porządek niezakłócony szaleństwami czasu. Wspaniały świat!
Ale to jeszcze nie jest nasz własny świat, bo na razie znajdujemy się jeszcze w pozaczasie. Przeszłość jest jeszcze przed nami.
Odwiedziłem Olega.
Dowódca eskadry siedział przed rejsografem i porównywał otaczający nas pejzaż gwiezdny ze zdjęciami okolic jądra wykonanymi podczas zbliżania się do niego. Pełnej tożsamości na razie nie było, ale różnice zmniejszały się z każdym dniem. Gracjusz obwieścił niedawno, że kąt fazowy dzielący nas od swego czasu spadł poniżej dziesięciu stopni, podczas gdy jego maksymalna wartość wynosiła sto osiemdziesiąt stopni!
— Kręcimy się jak pies wokół własnego ogona powiedziałem.
— Ja wyraziłbym się mniej dosadnie — odparł Oleg z uśmiechem. — Powiedziałbym, że gonimy własny cień. Zbliża się południe, cień jest coraz krótszy… Orlan i Olga zmniejszają natężenie grawitacji w kolapsanie i niebawem wpłyniemy łagodnie do własnego czasu. Oby jak najprędzej!…
— W jakim punkcie przestrzeni?
— Romerowi z jakiegoś względu bardzo zależy na ścisłej prognozie…
— Z obliczeń Olgi wynika, że stanie się to w okolicach Ginących Światów.
— Doskonałe miejsce! Byle tylko znowu nie wpaść do jądra!
Porozmawiałem jeszcze chwilę i wyszedłem. Nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Mary każdego ranka szła do swego laboratorium astrobotanicznego, w którym hodowała nowe rośliny dla martwych planet, Romero pisał kronikę wyprawy, a ja włóczyłem się po statku, trwoniąc bezużytecznie pozaczas.
Wreszcie postanowiłem pójść do konserwatora. Fotel nadal stał przed sarkofagiem Oana. Usiadłem w nim i powiedziałem:
— Wiesz, Oanie, wciąż zastanawiam się, kim wy naprawdę jesteście i jaka jest wasza natura… Wiem tylko, że z pewnością nie jesteście istotokształtni, ale nic poza tym. Podejrzewam jedynie, że to, co nazywamy Ramirami, jest wysokozorganizowaną martwą materią, która osiągnęła poziom samoświadomości bez udziału struktur białkowych. Czymś w rodzaju naszych sztucznych mózgów rozbudowanych do skali kosmicznej. Wcale was tym porównaniem nie chcę obrazić! Wiem zresztą, że tego rodzaju reakcje są właściwe jedynie organizmom żywym… Kim więc jesteście? Myślącą planetą, myślącym układem planetarnym, a może nawet mózgiem, który przybrał kształt gwiazdy? Wszystko jest możliwe! Wiem przecież, że myślenie nie jest monopolem żywego mózgu i dopuszczam nawet, iż myślenie całą planetą może być łatwiejsze i skuteczniejsze. Tym bardziej, że taki planetarny mózg może tworzyć z własnego materiału dowolne żywe przedmioty tak samo, jak my lepimy rzeźby z gliny. Tworzyć i zachowując z nimi łączność myśleć w nich i za ich pośrednictwem. Wszyscy Ramirowie czy też cały Ramir myśli w tobie, Oanie!… Jesteście zatem zorganizowaną martwą materią, zagrożoną w swym bycie przez niestabilność jądra Galaktyki. Myślicie kategoriami martwego Kosmosu i zdaniem mojego przyjaciela jesteście obojętni na czyjekolwiek losy. Mój przyjaciel myli się: obchodzą was bardzo losy świata i jesteście obojętni tylko wobec materii żywej, wobec żywego rozumu. Popełniacie wielki błąd, potężni! Zaraz postaram się wam to udowodnić.
Zamilkłem, żeby opanować podniecenie, odetchnąć i uporządkować myśli. Nie chciałem, żeby mój głos drżał.
— Tak — ciągnąłem po chwili. — Jestem w porównaniu z wami drobinką, miniaturowym pyłkiem żywej materii, o wiele mniejszym niż mrówka wśród słoni, ale we mnie zawiera się cały Wszechświat. Tego właśnie nie potraficie zrozumieć. Nie potraficie zrozumieć tego, że mój mikroskopijny mózg potrafi wytworzyć 10 60połączeń, a więc więcej niż jest atomów w całym Kosmosie. A każde połączenie to obraz zjawiska, wydarzenia, cząstki, fali, sygnału, wizerunku tegoż Kosmosu. Mówię „ja”, ale myślę „my” i ostrzegam: my, życie rozumne, jesteśmy na razie siłą niemal niezauważalną w martwym Kosmosie, który wy staracie się utrzymać w stanie równowagi. Powstaliśmy na peryferiach Galaktyki i posuwamy się ku jej środkowi. Wszechświat dzięki nam się zmienia, życie nieuchronnie podporządkowuje sobie nowe obszary. Musicie się z tym liczyć, bo to my właśnie jesteśmy przyszłością tego świata. Jeśli nawet zginiemy, życie przez to nie wygaśnie, nie zaprzestanie swego marszu naprzód, bo po nas przyjdą tu nasi potomkowie, więcej wiedzący i lepiej uzbrojeni. To nie jest groźba, bo nie chcemy nikomu grozić. My chcemy jedynie poznawać świat na swój własny, niedoskonały jeszcze sposób, nawiązywać przyjaźń ze wszystkim, co rozumne, okazywać dobroć i doznawać dobroci, zatem i wy, potężni Ramirowie, dajcie nam dowody przyjaźni!
Podszedłem do Oana i długo wpatrywałem się w jego półprzezroczyste ciało.
— A teraz zniknij — powiedziałem. — Twoja misja dobiegła końca. Pamiętaj, że jestem człowiekiem, istotą potężną, ale jeszcze niedoskonałą. Nie nauczyłem się jeszcze rozumieć wszystkiego od razu, jeszcze do pełnego zrozumienia muszę mieć wyraźne znaki i sygnały… Jeśli znikniesz, będzie to dla mnie znakiem, że zostałem zrozumiany.
Już od dłuższej chwili w konserwatorze rozlegało się wezwanie:
— Admirał Eli proszony na stanowisko dowodzenia! Admirał Eli proszony na stanowisko dowodzenia!… Wyszedłem z konserwatora.
Na stanowisku dowodzenia zebrali się wszyscy moi przyjaciele: Oleg, Osima, Kamagin, Olga, Orlan. Oleg zapytał, wskazując gwiezdne ekrany:
— Eli, wiesz gdzie jesteśmy?
Obraz był tak znajomy, że bez wahania wykrzyknąłem:
— Jesteśmy w Ginących Światach!
— Dokładniej na skraju gromady gwiezdnej sprecyzował Oleg. — Na granicy otwartego Kosmosu. Stare i nowe kadry w rejsografie pokryły się ze stuprocentową dokładnością. Wróciliśmy w to samo miejsce, które kiedyś opuściliśmy.
— To znaczy kiedy? — popatrzyłem pytająco na Olgę.
— Byliśmy tu dokładnie jeden ziemski rok temu. Nasze wędrówki po jądrze i ucieczka z niego wzdłuż pętli czasu wstecznego trwały zaledwie rok według czasu pokładowego.
Naszą rozmowę przerwał głos Gracjusza. Galakt informował, że analizatory wykryły pozostawione przez nas dwa statki transportowe. Są jeszcze wprawdzie daleko, ale nie ulega wątpliwości, że transportowce są absolutnie sprawne i nadal oczyszczają przestrzeń.
— Postarzeliśmy się o rok, a Ginące Światy odmłodniały o stulecie — powiedział Oleg. — Do Układu Trzech Mglistych Słońc powracają barwy czystego nieba.
Do sterówki wbiegł podniecony Romero. Był tak blady i zadyszany, że spodziewaliśmy się najgorszego.
— Eli! Olegu! — wykrztusił z trudem Paweł. — Zajrzałem do konserwatora, żeby sprawdzić jak nasi nieboszczycy znieśli podróż przez wsteczny czas i zobaczyłem… To nieprawdopodobne, to zakrawa na cud, przyjaciele!…
— Nie ma w tym żadnego cudu! — przerwałem mu. — Chce pan powiedzieć, że Oan zniknął?
— Tak, z tym tu przybiegłem… Sarkofag jest nienaruszony, pola blokujące na miejscu, ale Oan zniknął bez śladu! Jeśli to nie jest cud, Eli…
Wziąłem go pod rękę i posadziłem na wolnym fotelu. — Uspokój się, Pawle. Żadne z praw natury nie zostało pogwałcone. Po prostu otrzymaliśmy znak, że zamknęliśmy jeszcze jedną pętlę, że przebyliśmy drogę od znajomości przez niechęć, walkę, wzajemne zainteresowanie do przyjaźni!