Terry Pratchett - Równoumagicznienie

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Równoumagicznienie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1996, ISBN: 1996, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Równoumagicznienie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Równoumagicznienie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Równouprawnienie w magicznym świecie? Raczej
, bo niby dlaczego kobiety nie mogą być magami?! Merlin była kobietą chciałoby się krzyknąć. Ale spokojnie mówimy o książce Terryego Pratchetta a nie manifeście feministek ze Świata Dysku. Czym jest magia? Jakimi rządzi się prawami i dlaczego Gandalf nigdy się nie ożenił? Odpowiedzi znajdziesz w tej książce.

Równoumagicznienie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Równoumagicznienie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— A słuchał? — spytała Hilta. Próbowała dociec, co przyjaciółka miała na myśłi, mówiąc o powrocie do cywilizacji.

— Nie — odparła chłodno Babcia.

* * *

Nazywał się Amschat B'hal Zoon. Mieszkał na tratwie z trzema żonami i trójką dzieci. Był Kłamcą.

Nieprzyjaciół szczepu Zoonów najbardziej irytowała nie tyle ich uczciwość — irytująco absolutna — co ich totalna bezpośredniość. Zoonowie nigdy nie słyszeli o eufemizmach i nie wiedzieliby, co z nimi począć, gdyby na nie trafili. Z pewnością nazwaliby je „miłym sposobem powiedzenia czegoś brzydkiego”.

Bezwzględna wierność prawdzie nie została im zesłana przez jakiegoś boga, jak to zwykle bywa, ale prawdopodobnie była natury genetycznej. Przeciętny Zoon nie mógł skłamać, tak samo jak nie mógł oddychać pod wodą. Szczerze mówiąc, sama myśl wystarczała, by poważnie rozstroić ich nerwowo; wypowiedzenie Kłamstwa oznaczało ni mniej ni więcej tylko całkowite zburzenie porządku wszechświata.

Była to poważna wada u rasy handlarzy. Zatem w ciągu tysiącleci starszyzna Zoonów studiowała niezwykłą umiejętność, jaką najwidoczniej posiadali wszyscy inni ludzie. I postanowiła, że oni także powinni ją zdobyć.

Młodzi Zoonowie zdradzający najsłabsze oznaki tego talentu byli zachęcani, podczas specjalnych uroczystości, do naginania Prawdy jeszcze bardziej, na zasadach współzawodnictwa. Pierwsze zarejestrowane proto-kłamstwo Zoonów brzmiało: „Właściwie mój dziadek jest całkiem wysoki”. W końcu jednak zrozumiano, na czym rzecz polega i powołano urząd plemiennego Kłamcy.

Należy zaznaczyć, że chociaż większość Zoonów nie umie kłamać, otaczają oni wielkim szacunkiem każdego współplemieńca, który potrafi stwierdzić, że świat jest inny niż jest. Dlatego Kłamca jest człowiekiem bardzo poważanym. Reprezentuje swój szczep w kontaktach ze światem zewnętrznym, ze zrozumienia którego przeciętni Zoonowie już dawno zrezygnowali. Szczepy Zoonów są bardzo dumne ze swoich Kłamców.

Inne rasy bardzo to wszystko irytuje. Uważają, że Zoonowie powinni użyć bardziej odpowiednich tytułów, na przykład „dyplomaty” albo „rzecznika”. Mają wrażenie, że ktoś sobie z nich pokpiwa.

— To wszystko prawda? — spytała podejrzliwie Esk, rozglądając się po zatłoczonej kajucie.

— Nie — odparł stanowczo Amschat.

Jego młodsza żona, gotująca owsiankę na małym, ozdobnym palenisku, zachichotała. Trójka dzieci z powagą przyglądała się dziewczynce ponad blatem stołu.

— Czy pan nigdy nie mówi prawdy?

— A ty? — Amschat uśmiechnął się złociście, ale oczy pozostały poważne. — Dlaczego znalazłem cię w swojej wełnie? Amschat nie jest porywaczem. Ktoś w domu będzie się martwić, taknie?

— Przypuszczam, że Babcia już mnie szuka — odparła Esk. — Ale nie sądzę, żeby się bardzo martwiła. Chyba tylko się gniewa. W każdym razie mam zamiar dotrzeć do Ankh-Morpork. Może mnie pan wysadzić ze statku…

— …z łodzi…

— …jeśli pan chce. Nie boję się szczupaków.

— Nie mogę tak postąpić — oświadczył Amschat.

— Czy to było kłamstwo?

— Nie! To dziki kraj, pełno tu złodziei i… różnych takich.

Esk z zadowoleniem kiwnęła głową.

— No to załatwione. Mogę spać w wełnie. I zapłacę za swoją podróż. Potrafię… — zawahała się; nie dokończone zdanie niczym kryształowy wir zawisło w powietrzu, gdy tymczasem dyskrecja z powodzeniem przejęła panowanie nad jej językiem. — Potrafię pożyteczne rzeczy — zakończyła niepewnie.

Zauważyła, że Amschat zerka z ukosa na swoją najstarszą żonę, która szyła coś przy piecyku. Zgodnie z tradycją Zoonów ubierała się całkowicie na czarno. Babci z pewnością by się to spodobało.

— Jakie pożyteczne rzeczy? — zapytał. — Zmywanie i zamiatanie, tak-nie?

— Jeśli pan sobie życzy. A także destylacja z wykorzystaniem podwójnych lub potrójnych alembików, przygotowanie pokostów, emalii, olejów, terpentyny i żywicy, otrzymywanie smarów, produkcja świec, właściwy dobór nasion, cebulek i szczepek, zbieranie większości Osiemdziesięciu Cudownych Ziół; umiem prząść, gręplować, moczyć i młócić, tkać w ręku, na ramie i szlachetnych krosnach, umiem robić na drutach, jeśli ktoś zacznie. Potrafię czytać z ziemi i skał, znam się na stolarce aż do potrójnego czopa i wpustu, przepowiadam pogodę metodą obserwacji zachowania zwierząt i barwy nieba, mogę pilnować pszczół, warzyć pięć rodzajów miodu, robić farby, barwniki i pigmenty, w tym trwały niebieski, znam się na pracy w metalach, reperuję buty, mogę wyprawiać i suszyć większość skór, a jeśli macie jakieś kozy, chętnie się nimi zajmę. Lubię kozy.

Amschat przyjrzał się jej z namysłem. Miała wrażenie, że powinna kontynuować.

— Babcia nie lubi, kiedy ktoś siedzi tylko i nic nie robi — oświadczyła. — Zawsze powtarzała, że dziewczynie, która ma pracowite ręce, niczego w życiu nie zabraknie — dodała jeszcze tytułem wyjaśnienia.

— I chętnych na męża, jak przypuszczam — Amschat niepewnie skinął głową.

— Babcia miała na ten temat wiele do powiedzenia…

— Tego jestem pewien.

Zerknął na swoją najstarszą żonę, która niemal niedostrzegalnie skinęła głową.

— No dobrze — zdecydował. — Jeżeli umiesz być pożyteczna, możesz zostać. A potrafisz grać na instrumencie muzycznym?

Esk odpowiedziała mu spokojnym spojrzeniem. Nie drgnęła jej nawet powieka.

— Prawdopodobnie.

* * *

I tak Esk przy minimalnym wysiłku i prawie bez żalu opuściła Ramtopy wraz z ich klimatem, by przyłączyć się do Zoonów w wielkiej wyprawie handlowej rzeką Ankh. Płynęło z nimi co najmniej trzydzieści barek z co najmniej jedną liczną rodziną na każdej. Chyba żadne dwie nie wiozły takiego samego ładunku. Większość była spięta razem i kiedy Zoonowie mieli ochotę na życie towarzyskie, zwyczajnie ciągnęli za linę i przechodzili na pokład do sąsiadów.

Esk wymościła sobie legowisko w wełnie. Było tam ciepło, pachniało trochę jak domek Babci, a co najważniejsze, nikt jej tam nie przeszkadzał.

Magia zaczynała ją trochę martwić.

Wyraźnie wymykała się spod kontroli. Esk nie czarowała, to czary same się jej przytrafiały. Wyczuwała też, że gdyby inni się o tym dowiedzieli, nie byliby zachwyceni.

Oznaczało to, że kiedy zmywała, musiała stukać i pluskać, by ukryć fakt, że naczynia same się myją. Kiedy cerowała, musiała to robić w jakimś odosobnionym kątku pokładu, żeby nikt nie widział, że brzegi dziury splatają się razem jak… jak zaczarowane. A kiedy obudziła się drugiego dnia podróży, zobaczyła, że część wełny w miejscu, gdzie ukryła laskę, przez noc wyczesała się, wygręplowała i zwinęła w równe motki.

Starała się nawet nie myśleć o rozpalaniu ognia.

Oczywiście, sytuacja rekompensowała jej w pewien sposób te niewygody. Każdy leniwy zakręt brunatnej rzeki odkrywał nowe sceny. Czasem płynęli przez głęboką puszczę; barki sunęły wtedy samym środkiem koryta, mężczyźni nosili broń, a kobiety kryły się pod pokładami — z wyjątkiem Esk, która nasłuchiwała z ciekawością chrząknięć i prychania, podążającego za nimi przez krzaki na brzegach. Czasem płynęli między uprawnymi polami. Mijali miasta o wiele większe od Ohulanu. Widziała nawet góry, ale stare i płaskie, nie takie młode i żywotne jak jej Ramtopy. Nie to, by tęskniła za domem, ale bywało, że sama czuła się jak barka dryfująca na linie nieskończonej wprawdzie, ale zawsze przywiązanej do kotwicy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Równoumagicznienie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Równoumagicznienie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Równoumagicznienie»

Обсуждение, отзывы о книге «Równoumagicznienie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x