– To żaden z naszych gości – zapewniała kierowniczka. – Jeep musiał tu przyjechać w nocy i zatrzymał się w znacznej odległości od zabudowań. Naprawdę niczego nie rozumiem, nigdy nie miewamy tu złodziei. Islandczycy to honorowy naród.
Ellen nie mogła opanować drżenia.
– Jesteś zbyt nieostrożna, Mirando. Przecież mogłaś zostać zamordowana!
– Chyba nie – zaprotestował Addi. – Przede wszystkim Islandczycy są uczciwym narodem, po drugie zaś w pokoju były dwie dziewczyny, napastnik nie mógł więc ryzykować, że druga narobi wrzasku w pogrążonym w ciszy domu, w którym mieszka tylu ludzi Po trzecie, morderstwo to poważniejsza sprawa niż kradzież, a jak powiedzieliśmy, trudno się stąd wymknąć niezauważonym.
– To brzmi przekonująco. Czy mogłabyś opisać tego mężczyznę, Mirando? – zapytał Nataniel.
– Chyba niezbyt dokładnie, w pokoju było ciemno. Mignęła mi jednak wyraźnie jego sylwetka, kiedy wyskakiwał przez okno. Miał krótkie, kędzierzawe blond włosy i był dość wysoki. Twarzy nie widziałam, nic więcej nie mogę powiedzieć.
– A ubranie?
– Miał na sobie coś ciemnego. Trudno rozróżnić takie szczegóły. Pewne jest tylko, że wszedł do pokoju przez okno.
– Miał pecha, że trafił akurat do was – roześmiał się Gabriel. – Przecież nie macie w swoich bagażach niczego cennego.
Kierowniczka zadzwoniła na policję i poinformowała o wydarzeniach, po czym wszyscy wrócili do łóżek. Dyżurny oficer obiecał postawić patrol przy moście koło Sigalda, elektrowni, którą mijali jadąc do Sprengisandur. Istniało jednak wiele bocznych dróg, poza tym jeep mógł odjechać na północ przez pustynię. Dla pewności ostrzeżono też drugą stację turystyczną w Nýidalur.
Wciąż rozdygotane dziewczyny próbowały ponownie zasnąć, choć zdawały sobie sprawę, że potrzeba na to czasu. Nataniel i Ellen wrócili do siebie. Ona usiadła na krawędzi łóżka, by zdjąć ranne pantofle. W jej ruchach było coś ociężałego, jakaś przykra powolność.
Nataniel wiedział bardzo dobrze, co ją trapi. On też borykał się z tym samym problemem. Mieli dwoje dzieci i oboje właściwie utracili Córka przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych, wyszła tam za mąż, dzieci nie miała i nie zamierzała wrócić do Norwegii. Ona i jej mąż robili kariery w biznesie. Córka nie pokazała się u rodziców już od ośmiu lat mimo ich nieustannych zaproszeń. Ellen i Nataniel wielokrotnie sami chcieli pojechać z wizytą do Kalifornii, zawsze jednak spotykali się z odmową. Akurat teraz bardzo mi to nie pasuje, odpisywała niezmiennie córka.
Nataniel wiedział, dlaczego. Córka mianowicie opowiedziała swemu mężowi co nieco o Ludziach Lodu, a on oznajmił, że „żadni szarlatani ani inne hokus-pokus nie przekroczą jego progu”. Należał do pewnej chrześcijańskiej sekty fundamentalistycznej. Rygorysta, człowiek bardzo lubiący pieniądze.
Gdyby córka była nieszczęśliwa, Ellen i Nataniel działaliby bardziej zdecydowanie, ale nic takiego nie wynikało z jej rzadkich listów i jeszcze bardziej sporadycznych telefonicznych rozmów. Najwyraźniej zerwała ze swoim norweskim życiem, Ellen zaś była kobietą łagodną i nie chciała się mieszać do nie swoich spraw. Ale cierpiała nieustannie.
Sprawy syna ułożyły się tragicznie. Jeszcze w czasie studiów ożenił się ze swoją koleżanką. Przez pierwsze lata wiodło im się świetnie, urodziła się córeczka, która teraz ma dwanaście lat. Potem jednak w małżeństwie zaczęło się coś psuć. Rodzice nigdy się nie dowiedzieli, jak do tego doszło, ale było źle już w czasie, kiedy dziewczynka miała trzy latka. I wtedy wydarzyła się straszna tragedia. Dziecko wylało na siebie wazę wrzącej zupy, strasznie poparzyło sobie buzię i jedną rączkę.
Wina spadła na syna Ellen, ponieważ to on miał się wtedy opiekować małą. Żona opuściła go i zabroniła mu kontaktów z córką. Dziadkowie dziewczynki, Ellen i Nataniel, też nie widywali swojej jedynej wnuczki Wszystko prezenty i listy otrzymywali z powrotem. Liczne operacje plastyczne, przez które dziewczynka musiała przejść, nie zdołały przywrócić jej buzi normalnego wyglądu.
Cztery lata później syn Nataniela i Ellen odebrał sobie życie.
To oczywiste, że rodzinne zmartwienia kładły się ogromnym cieniem na życie Ellen i Nataniela.
Wiatr od strony Sprengisandur szarpał ścianami domu. Ellen i Nataniel kulili się pod kołdrami. Skoro nie mogą odzyskać swego syna, to chcieliby przynajmniej pomóc Móriemu w poszukiwaniach Dolga. Może dzięki temu ich własny ból choć trochę zelżeje?
Pogoda na Islandii zmienia się nieustannie. Rankiem następnego dnia niebo było szare, od czasu do czasu siąpił deszcz, póki jednak siedzieli bezpiecznie w samochodzie, w niczym im to nie przeszkadzało.
Wkrótce wypogodziło się i spoza mgieł ukazała się Haganga. Ów szczyt, który przez wiele godzin towarzyszy podróżującym tą drogą. Właściwie istnieją dwie Hagangi, ale tylko ta jedna jest tak uporczywie widoczna.
Kiedy dotarli do wspaniałego, mieniącego się różnymi kolorami Tungnafellsjökull, świeciło piękne słońce. W dole pod Tungnafellsjökull leżała Nýidalur, której niezwykła historia była powszechnie znana. W tej dolinie i dalej aż u podnóża Hofsjökull rosła trawa, jedyne miejsce na Sprengisandur, gdzie w dawnych ogromnie męczących podróżach konie mogły się trochę pożywić. W tamtych czasach dolina nazywała się Jökuldalur, później jednak w wyniku różnych katastrof zniknęła i nie można jej było odnaleźć przez wiele lat. No i teraz miejsce nazywa się Nýidalur, znajduje się tam kilka budynków, przeważnie domki turystyczne dla podróżnych, którzy chcą na Sprengisandur przenocować.
Zatrzymali się, żeby coś zjeść, i Addi zapytał gospodarzy, czy to prawda, że w jednym z domków straszy.
Odpowiedzieli mu, że owszem, kiedyś straszyło, ale teraz dom został oczyszczony.
Móri posłał im długie spojrzenie, które sprawiło, że ludzi przeniknął zimny dreszcz.
Gospodarz zapytał nieco arogancko:
– Ty, zdaje się, nie całkiem wierzysz w to, co powiedziałem, obcy? Bo jesteś obcy, prawda? Wszędzie.
Móri bez słowa wstał i wyszedł na podwórze. Reszta podróżnych ruszyła za nim, a na samym końcu gospodarze.
Gdy czarnoksiężnik bez namysłu skierował się do jednego z domków turystycznych, popatrzyli na siebie z lekkim niepokojem.
Móri odwrócił się na progu.
– Czy mogę zabrać ze sobą Mirandę? – zapytał. – Sądzę, że potrzebuje trochę nauki.
Gabriel skinął głową, Miranda pobiegła do Móriego.
– No, chyba trochę przesadziłem – rzekł gospodarz. – Teraz jest lepiej, ale…
– Tak, dom był oczyszczany – przyznał Móri. – Ale nie do końca. Chodź, Mirando! A reszta niech czeka na zewnątrz. Wiem, że zarówno Ellen, jak i Nataniel, a przede wszystkim Marco poradziliby sobie tutaj równie dobrze jak ja, myślę jednak, że tak będzie najlepiej.
Weszli i zamknęli za sobą drzwi. Miranda w ostatniej chwili posłała siostrze grymas, mający oznaczać „a widzisz?”
– A co się tutaj ukazywało? – zapytał Gabriel.
– Jakiś młody mężczyzna – odparła gospodyni. – Niektórzy goście przyjmowali nocą nieprzyjemne wizyty. Teraz w zasadzie on się już nie pokazuje, czasami jednak miewamy wątpliwości.
Po chwili Móri i Miranda wyszli z domku, dziewczyna z rozpromienioną twarzą.
– Indra, to było naprawdę łatwe – oznajmiła zdyszana. – Wystarczyło emanować z siebie mnóstwo miłości, ciepła i zrozumienia. Teraz dom jest czysty!
Читать дальше