Margit Sandemo - Móri I Ludzie Lodu
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Móri I Ludzie Lodu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Móri I Ludzie Lodu
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Móri I Ludzie Lodu: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Móri I Ludzie Lodu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Móri I Ludzie Lodu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Móri I Ludzie Lodu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Addi to dobry człowiek, myślał Móri. Arngrímur Hermannsson, spokojny człowiek koło pięćdziesiątki, barczysty i solidny jak sam islandzki interior, posiadający mnóstwo wiadomości na temat swojego kraju, skuteczny w działaniu, ale z rodzajem natchnienia w spojrzeniu. Świadczy ono, że jego wizje wykraczają daleko poza prowadzenie czterokołowego pojazdu, koszty i ceny. Jeździł po kraju nie tylko po to, by zarabiać pieniądze na turystach, chciał im również dać możliwie jak najwięcej, pokazać im swoją ojczyznę, nauczyć ich czegoś, co zapamiętają na dłużej. Posiadał niewyczerpany zasób wiadomości i historii do opowiadania. O wszystkim. O drzwiach samochodu, które wyrwał wiatr i poniósł na pustynię, o turystach, którzy mimo ostrzeżeń wyprawiają się do centrum kraju swoimi maleńkimi samochodzikami i których często znosi nurt jakiejś rzeki. Ostatnio przydarzyło się to Szwedom albo Niemcom, Addi już nie pamiętał, w każdym razie cudzoziemcy próbowali nakłonić go, by zjechał aż na krawędź strumienia lawy. Addi odmówił, ale turyści uparli się i wyruszyli tam sami. Nie zaszli daleko. Addi z samochodu widział, jak wycofują się tyłem, wyciągając z wysiłkiem nogi i podnosząc je wysoko przy każdym kroku. Kiedy wrócili do samochodu, przy butach nie mieli podeszew. Albo opowieść o człowieku, który otworzył portfel, by za coś zapłacić na pustkowiu. Bardzo się potem spóźnili, bo trzeba czasu, by pozbierać liczne banknoty na rozległych pustaciach.
Addi sam tracił tutaj samochody, skutery śnieżne i inne pojazdy, które topiły się w rzekach, zwłaszcza kiedy zimą wyruszał na akcję ratowniczą. On też należał do grupy, która odnalazła w lodach Grenlandii samolot zaginiony w czasie drugiej wojny światowej, a który leżał niesłychanie głęboko w lodzie. Za pomocą instrumentów i logicznego myślenia Addi i jego ludzie już po wojnie rozwiązali zagadkę generalskiego sztabu aliantów.
O pracy w służbach ratowniczych mówił niewiele. Wspominał tylko o dramatycznych, zabawnych albo szczęśliwych epizodach. Poza tym temat był zdaje się zbyt delikatny.
Na Sprengisandur spotkali paru rowerzystów. To cudzoziemcy, wyjaśnił Addi cierpko. Żaden Islandczyk nie wpadłby na coś tak głupiego.
Móri rozejrzał się wkoło. Zaszedł już zbyt daleko na pustynię, zabudowania stacji turystycznej majaczyły ledwie widoczne w mroku jak mała, ciemna plama w porośniętej wątłą trawą niewielkiej oazie, wokół tego miejsca odpoczynku wędrowców. Zawrócił i ruszył ku zabudowaniom ze wzrokiem wbitym w kamienisty grunt. Spotkanie z przeszłością było dla niego znakomitą terapią.
Terapia, jeszcze jedno nowe słowo, którego musiał się nauczyć.
Na chwilę opuścił go też lęk o los syna Dolga. Nie tylko jednak ten niepokój dręczył go od czasu, kiedy Marco zbudził go znowu do życia. Dojmująca była tęsknota za Tiril i za dwojgiem pozostałych dzieci, radosnych i trochę szalonych bliźniąt: Taran i Villemannem. Początkowo próbował się uspokajać myślą, że z pewnością jest im teraz dobrze, on zaś powinien się koncentrować na odnalezieniu Dolga. Jednak tęsknota za ukochanymi stawała się w miarę upływu czasu coraz trudniejsza do zniesienia. Tiril, wierna towarzyszka życia przez tyle lat, o Boże, jakżeż mu jej brakowało! Nero. Stary, dobry Nero, gdzie on się teraz znajduje? Żyje jeszcze czy…?
Straszna świadomość tego, że życie Dolga i Nera ma się skończyć dokładnie w tym samym momencie, wzbudzała lęk. Gdyby tylko wiedział, czy Nero żyje! Czy rodzina zdołała przeprowadzić psa na drugą stronę tajemniczych Wrót? O Boże, a jeśli musieli go uśmiercić? W takim razie życie Dolga też by się skończyło.
Ale Dolg jest przecież nieśmiertelny!
A może to nieprawda? Nie otrzymali przecież najmniejszego nawet znaku, że Dolg w dalszym ciągu znajduje się na Ziemi. Wprost przeciwnie. Marco, obdarzony niezwykłymi zdolnościami, nie zdołał wyczuć nigdzie jego obecności Jego ślady urwały się w momencie, gdy wsiadł na kuter w Uddevalla w Szwecji dwieście pięćdziesiąt lat temu.
Móri otrząsnął się ze złych myśli. Jeśli nie przestanie wciąż do tego wracać, może stracić rozum. Lepiej skoncentrować się na czysto praktycznych sprawach, na przykład na tym, jak dostać się do Seydhisfjördhur. I dopiero tam zacząć się martwić.
Miranda spała źle. Coś jej przeszkadzało, rzucała się na łóżku gwałtownie, w końcu całkiem się obudziła.
Jakiś cieniutki, intensywny dźwięk rozlegał się tuż przy jej uchu.
Komar. O, do diabła, wieczorem otworzyła okno, ponieważ w pokoju, który zajmowała z Indrą, było duszno. No trudno, teraz musi zadbać, by do środka nie wleciało więcej komarów niż już jest. Czy ma je prosić, by znikały? Chyba tak prosto się tego nie załatwi.
Wstała i zamknęła okno. Zauważyła, że było teraz znacznie szerzej otwarte niż wieczorem. Wieczorem uchyliła je tylko leciutko i nawet podparła, by się za bardzo nie odsunęło. Teraz podpórka zniknęła. Prawdopodobnie sprawił to wiatr.
Noc na dworze była stosunkowo jasna, panował tego rodzaju półmrok, co to człowiek nie wie, czy jeszcze trwa noc, czy już brzask. Ze zdumieniem stwierdziła, że dopiero pierwsza po północy. Islandia leży jednak dużo bardziej na północ niż okolice, do których ona przywykła. Jakiś mężczyzna nadchodził od strony pustyni. Sądząc po wzroście i prostej sylwetce, mógł to być Móri, ale znajdował się zbyt daleko, by mieć zupełną pewność.
Nad Sprengisandur wiał wiatr, od czasu do czasu żałośnie zawodził. W oddali niczym zimny metal połyskiwały małe oczka wodne, krajobraz na otoczonej złą sławą Sprengisandur był bardziej pofałdowany, niż się tego spodziewała.
Wróciła do łóżka, uzbrojona w zwiniętą gazetę do walki z komarami. Miranda kochała wszystkie zwierzęta, nie była jednak całkiem pewna, czy swoim uczuciem obejmuje również komary, budzące po nocach i zostawiające na twarzy brzydkie, czerwone plamy.
Właśnie zaczęła ponownie zasypiać, gdy nagle znowu się ocknęła. Zdawała sobie sprawę, że jej oddech nabierał już sennej głębi i stał się rytmiczny, gdy wyrwał ją z półsnu jakiś hałas. Tym razem to nie komar, a jeśli już, to musiałby być ogromny.
Czy nie doznawała tego uczucia od dłuższego czasu? Uczucia, że w pokoju ktoś jest? Indra, to oczywiste, ale trzeba by wiele, by obudzić tego śpiocha. To coś innego. Ktoś inny…?
Firanki były zaciągnięte i w pokoju panowała ciemność. Kolejny komar usiadł na jej gołym ramieniu, ale nie miała teraz dla niego czasu. Leżała nieruchomo, starała się miarowo oddychać. Na szczęście twarz miała zwróconą w stronę pokoju. W przeciwnym razie mogłyby powstać problemy, a tak widziała bez przeszkód, co się dzieje.
Z cienia przy szafie wyłoniła się jakaś postać. Wysoki mężczyzna pochylił się nad jej bagażem.
Zanim zdołała pomyśleć, czy to mądre, czy głupie, krzyknęła:
– Co ty, do cholery, tu robisz?
Mężczyzna poderwał się na równe nogi, Mirandzie przez głowę przemknęła myśl: „Oto nadeszła nasza ostatnia chwila”, intruz jednak rzucił się do okna i wyskoczył. Dziewczyna, rzecz jasna, obudziła całą gospodę swoimi rozpaczliwymi krzykami, nawet Indra, oszołomiona, usiadła na łóżku. Miranda pobiegła do okna i wyjrzała na zewnątrz, nieproszony gość zdołał tymczasem zniknąć za narożnikiem domu.
Powstał okropny harmider, kierowniczka była roztrzęsiona, wszyscy goście również, a w środku całego zamieszania Móri wrócił do domu. Nie, niczego nie zauważył. Nataniel i Addi oraz kilku innych mężczyzn przeczesywali dokładnie obejście i jeepy. Reszta szukała wewnątrz domu. Niełatwo jest przecież przepaść na tej pustyni tak, żeby nikt niczego nie zauważył, a przede wszystkim nie usłyszał. Samochody stały jednak na swoich miejscach… Wtedy Móri przypomniał sobie jeepa, którego widział w oddali na skraju drogi. Teraz go nie było.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Móri I Ludzie Lodu»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Móri I Ludzie Lodu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Móri I Ludzie Lodu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.
