– Idź już – wyszeptałam. – Masz stąd odejść.
– Tutaj? – Przywarł ustami do mojego barku. – Czy tu? -Przeniósł się na szyję.
Mój umysł nic był zdolny do wygenerowania choć jednej logicznej myśli. Wargi Patcha powędrowały nad brodę, lekko przysysając się do skóry…
– Nogi mi drętwieją – wyrzuciłam z siebie. Nie było to do końca kłamstwo. Czułam łaskotanie w całym ciele, łącznie z nogami.
– Znajdę na to radę. – Jego dłonie zamknęły się na moich biodrach.
Nagłe zadzwoniła moja komórka. Zerwałam się i wydobyłam ją z kieszeni.
– Cześć, kochanie – przywitała się wesoło mama.
– Oddzwonię później, dobrze?
– Jasne. Co się dzieje? Wyłączyłam telefon.
– Powinieneś już iść – upomniałam Patcha. – W tej chwili Z powrotem nasunął czapkę na twarz; widać było spod niej tylko usta, wygięte w figlarnym uśmieszku.
– Jesteś nieumalowana.
– Pewnie zapomniałam.
– Spij słodko.
– Okej, dobra. – Co powiedział?
– Co z jutrzejszą imprezą? – powtórzył.
– Pomyślę – zdołałam wybąkać.
Gdy wsuwał mi do kieszeni skrawek papieru, nogi objęła fala gorąca.
– Zapisałem ci adres. Będę czekał. Przyjdź sama.
Po chwili usłyszałam, jak zatrzaskuje za sobą frontowe drzwi. Na twarz wystąpiły mi rumieńce. Za blisko – pomyślałam. – W ogniu nie ma nic złego… o ile się człowiek do niego za bardzo nie przybliży. Warto o tym pamiętać.
Z trudem łapiąc oddech, oparłam się o kredens.
Ze snu wyrwał mnie dzwonek telefonu. Na wpół uśpiona, zakryłam głowę poduszką, żeby stłumić hałas. Ale telefon dzwonił. Dzwonił nieprzerwanie.
Wreszcie włączyła się poczta głosowa. Po pięciu sekundach znów rozległ się dzwonek.
Macając ręką koło łóżka, w końcu znalazłam dżinsy i wygrzebałam z nich komórkę.
– Tak? – powiedziałam z szerokim ziewnięciem, nie otwierając oczu.
W słuchawce ktoś dyszał z furią.
– Co się z tobą dzieje? Miałaś tylko przynieść watę cukrową!!! powiedz mi, gdzie jesteś, to przyjadę i uduszę cię gołymi rękami!
Kilka razy przesunęłam nadgarstkiem po czole.
– Myślałam, że cię ktoś porwał! – wrzeszczała Vee. – Myślałam, że cię uprowadzili! Myślałam, że zostałaś zamordowana!
Po ciemku usiłowałam znaleźć zegar. Przypadkiem przewróciłam obrazek na nocnej szafce, a inne runęły za nim jak kostki domina.
– Miałam pewne… opóźnienie – odpowiedziałam. – I kiedy wróciłam do salonu, już was nie było.
– „Opóźnienie"? Co to w ogóle za wymówka?!
W mroku odzyskałam wzrok: czerwone cyfry na zegarze wskazywały parę minut po drugiej nad ranem.
– Godzinę jeździłam wokół parku – oznajmiła Vee. A Elliot łaził i pokazywał ludziom jedyne twoje zdjęcie, które mam w komórce. Dzwoniłam chyba z milion razy Czekaj! Jesteś w domu? Jak wróciłaś?
Roztarłam kąciki oczu.
– Z Patchem.
– Z tym bandziorem?
– A miałam inny wybór? – odparłam lakonicznie. Odjechałaś beze mnie.
– Wydajesz się zdenerwowana. I to bardzo. Nie, nie. Jakaś poruszona… wzburzona… podniecona. – Fizycznie poczułam, jak rozszerzają się jej oczy. – Pocałował cię, tak?
Zero odpowiedzi.
– No pewnie! Wiedziałam! Widziałam, jak na ciebie patrzy. Wiedziałam, że tak będzie. Wyczułam pismo nosem.
Nie miałam ochoty o tym myśleć.
– Jak się całowaliście? – naciskała Vee. – Na brzask winkę? Na śliwkę? A może na lu-cer-nę?
– Co?!
– No musnął cię wargami, mieliście otwarte usta czy z języczkiem? Zresztą nie musisz opowiadać. Patch jest z wielu, co od razu przechodzą do rzeczy. Na pewno było z językiem. Mogę się założyć.
Schowałam twarz w dłoniach. Patch niewątpliwie stwierdził, że nie mam grama samokontroli. Rozkleiłam się w jego ramionach. Stopniałam jak masło. A wypraszając go z domu, na sto procent wydałam coś pomiędzy westchnieniem rozkoszy a ekstatycznym jękiem.
To by wyjaśniało jego arogancki uśmiech.
– Pogadamy o tym później, dobra? – zapytałam, szczypiąc się w grzbiet nosa.
– Nie ma mowy. Westchnęłam.
– Jestem wykończona.
– Nie wierzę, że chcesz mnie dalej trzymać w niepewności.
– Liczę, że zapomnisz.
– W życiu!
By ubiec zbliżającą się migrenę, próbowałam zwizualizować sobie rozluźnienie mięśni karku.
– A co z zakupami?
– Przyjadę po ciebie o czwartej.
– Myślałam, że umówiłyśmy się na piątą.
– Sytuacja się zmieniła. Będę jeszcze wcześniej, jak tylko da mi się wymknąć z domu. Mama przechodzi załamanie nerwowe, na które lekarstwem jest niby przebywanie ze mną. Trzymaj za mnie kciuki.
Odłożyłam komórkę i zakopałam się w pościeli. Przywołałam w pamięci nieprzyzwoity uśmiech i błyszczące czarne oczy Patcha. Po kilku minutach rzucania się na łóżku zrezygnowałam z szukania wygodnej pozycji. Prawdę mówiąc, wszelka myśl o Patchu wykluczała komfort.
Raz, kiedy byłam mała, wnuczek Dorothei Lionel rozbił u nas w kuchni szklankę. Starannie pozamiatał szkło, a jeden kawałek zostawił i dał mi do polizania. Pomyślałam, że zakochanie się w Patchu trochę przypomina lizanie szklanego odłamka. Wtedy przecież tak samo wiedziałam, że to głupota. Wiedziałam, że się zranię. Mimo upływu lat jedno się we mnie nie zmieniło: wciąż uwielbiałam ryzyko.
Wyprostowałam się na łóżku i sięgnęłam po komórkę. Włączyłam lampkę nocną.
Bateria telefonu była wyładowana.
Poczułam złowróżbny dreszcz na krzyżu. Telefon nie powinien działać. Więc jakim cudem mama i Vee się do mnie dodzwoniły?
Deszcz tłukł się o kolorowe markizy sklepów wzdłuż mola i zalewał chodnik. Zapłonęły ustawione naprzemiennie po obu stronach ulicy „antyczne" lampy gazowe. Obijając się parasolkami, Vee i ja wbiegłyśmy pod różowo-białą markizę Victoria's Secret. Zgodnie otrząsnąwszy parasolki, oparłyśmy je o ścianę przy wejściu.
Gnane potwornym grzmotem, wleciałyśmy do środka. Zatupałam parę razy, wzdrygając się z zimna. Na podeście wewnątrz sklepu paliło się kilka lampek zapachowych, otaczając nas egzotyczną, zmysłową wonią. W naszą stronę ruszyła kobieta w czarnych spodniach i obcisłej czarnej koszulce. Wokół szyi miała owinięty centymetr krawiecki i chciała po niego sięgnąć.
– Może was zmierzę, dziewczynki, gratis…
– Niech pani odłoży tę cholerną taśmę – nakazała Vee. Już znam swój rozmiar. Nie trzeba mi go przypominać.
Rzuciłam kobiecie przepraszający uśmiech, równocześnie podążając za Vee, która poszła w głąb sklepu, do koszy z przeceną.
– Miseczka D to żaden wstyd – pocieszyłam ją. Podniosłam stanik z błękitnej satyny, by sprawdzić, ile kosztuje.
– Kto tu mówi o wstydzie? – odparła Vee. – Wcale się nic wstydzę. Niby dlaczego miałabym się wstydzić? Co druga szesnastolatka z biustem tak dużym jak mój jest napompowana silikonem i wszyscy o tym wiedzą. Więc czego ja miałabym się wstydzić? – spytała, grzebiąc w koszu. – Myślisz, że mają jakiś stanik, który by spłaszczył moje maleństwa?
– Jest coś takiego: nazywa się biustonosz sportowy, ale ma paskudne działanie uboczne: piersi zlewają się w jedną -odpowiedziałam, wyławiając oczami ze sterty koronkowy czarny stanik.
Nie powinnam interesować się bielizną. Od razu zaczęłam myśleć o podniecających sprawach. Jak choćby całowanie. Albo Patch.
Przymknąwszy oczy, odegrałam w wyobraźni nasz wspólny wieczór. Dotyk jego dłoni na moim biodrze, usta smakujące moją szyję…
Читать дальше