Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy
Здесь есть возможность читать онлайн «Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ostatni z Atlantydy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ostatni z Atlantydy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni z Atlantydy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ostatni z Atlantydy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni z Atlantydy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Oni znów nas śledzą…
Tałanow odwrócił się i zaczął nasłuchiwać.
— Czy ci się aby nie zdaje? — zapytał z niedowierzaniem. — Bo ja nic nie słyszę.
— Ja też nic nie słyszę. Tylko czuję czyjś wzrok.
— Wczoraj także w tym właśnie miejscu przywidziało ci się?
— Tak, zdaje się, że tu.
Tałanow zaświecił latarką i zaczął uważnie oglądać ściany. Były wszędzie jednakowe, lekko błyszczące w przenikliwej, białej smudze latarki. Tałanow odniósł wrażenie, że w jednym miejscu tafle okładziny przylegają do siebie nie tak szczelnie; przybliżył twarz do ściany i też nagle poczuł, że ktoś na niego patrzy. Cofnął się odruchowo, starając się uzmysłowić, skąd pochodzi to dziwne wrażenie. „A może tak się zaczyna ta przeklęta choroba? — pomyślał.
— Chociaż nie! U Karela i Herberta było inaczej…
— Czy pan słyszał? — wyszeptał Władysław. Tałanow ponownie przybliżył latarkę do ściany. No tak!
Oto skąd się bierze to wrażenie! Słabe i krótkie, jak gdyby urywane westchnienie, a może raczej stęknięcie rozległo się za ścianą. Obecność jakiejś żywej istoty. Zaczął obstukiwać ścianę. Oczywiście: w tym miejscu była pusta.
— Czyście poszli dalej? — zapytał.
— Tak, ale już niedaleko. Tylko kawałek. Karel już się czuł bardzo źle.
Tałanow poszedł pierwszy, świecąc latarką i ostukując ścianę. Dalej była już jednolita. Skręcił na prawo w boczny korytarz, ciągle idąc przy tej samej ścianie. Po paru krokach znów stwierdził dźwięczny odgłos pustki.
— Czy coś odczuwasz? — zapytał Tałanow.
— Tak — zdecydowanie odpowiedział Władysław. — Oni są tutaj.
Tałanow zatrzymał się przy ścianie i zaczął ją oświetlać latarką. Tutaj płyty przylegały do siebie szczelnie i w ogóle ściana niczym się nie różniła od innych odcinków podziemnego przejścia. Tylko ten dźwięk próżni i dziwne odczucie Władysława. „Chyba i moje także — pomyślał nagle — jeżeli to nie jest autosugestia”.
— A więc doszliście do tego miejsca? — zapytał wróciwszy na główny korytarz. — I dalej już nie poszliście?
— Tylko do tego zakrętu.
Tałanow skierował promień latarki w głąb korytarza. Biała, jaskrawa plama przebiegła wzdłuż błyszczących ścian, musnęła jasną, gładką podłogę i zatrzymała się gdzieś w oddali, na rozgałęzieniu przejścia.
Zaokrąglona linia występu ściany, korytarz na lewo i korytarz na prawo.
Tałanow zgasił latarkę.
— Chodźmy jeszcze kawałek — powiedział ponuro. Tałanow bał się iść dalej, bał się tych niewidzialnych istot obserwujących ich z ukrycia, bał się, że zachoruje razem z Władysławem i nie zdążą wrócić do rakiety. Ale tutaj, w tym podziemnym przejściu byli bliżsi rozwiązania zagadki niż na górze. Tylko że pozostawało im zapewne niewiele czasu na poszukiwania i ewentualny ratunek. „Karel nabawił się tej choroby na górze — myślał Tałanow, uważnie oglądając ściany i podłogę. — Jeżeli to właśnie oni ją spowodowali, to znaczy, że wychodzą na górę. Co za jedni w ogóle? Jeżeli mieszkali tutaj już przedtem, to dlaczego chowają się pod ziemią?”
— Znów na nas patrzą — szepnął Władysław, kierując spojrzenie na prawo. — O, stąd!
Tałanow zrobił szybki krok w kierunku ściany i przejechał po niej promieniem latarki. Teraz zupełnie wyraźnie usłyszał stłumiony jęk i lekki szmer. Zastukał w ścianę, oczywiście była tam próżnia.
— Sprawa jest jasna: w tych miejscach ściany są przezroczyste od wewnątrz — powiedział. — Oni nas widzą, a my ich nie. Sprytnie pomyślane. A w ogóle — te istoty żyją w półmroku. Jaskrawe światło sprawia im ból, dlatego też zdradzają swoją obecność, jeżeli je nagle oświetlić.
— Co mamy teraz robić? — zapytał Władysław.
— Bóg raczy wiedzieć. Żeby je chociaż zobaczyć i zorientować się, jak wyglądają!
— A co za różnica?
— Może tam za ścianą bytują jakieś stworzenia w rodzaju kretów lub nietoperzy.
— Tak… — wymruczał Władysław. — To możliwe… A gdyby tak spróbować przytknąć do tych przezroczystych miejsc ściany nasz list?
Może by go przeczytali… Ale co to?
Z bocznego korytarza coś wyleciało i z leciutkiem stuknięciem upadło na podłogę. Tałanow i Władysław rzucili się tam i jeszcze zdążyli zauważyć jakąś dziwną, mieniącą się sylwetkę, która sunęła wzdłuż ściany i prawie nie odcinała się od jej świecącego tła. Dziwna istota bezszelestnie wśliznęła się za okrągły występ nowego odgałęzienia i zanim zdążyła dobiec do zakrętu, zginęła, tak jak gdyby rozpłynęła się w tym upiornym, martwym migotaniu.
— Widziałeś wyraźnie? — zapytał Tałanow.
— Najwyraźniej. To znaczy, o ile jest to możliwe, bo przecież zjawa była prawie niewidzialna. Nawet nie zorientowałem się, co to było —
człowiek czy zwierzę. Ani rąk, ani nóg, ani głowy. Nic nie dostrzegłem.
— Ja zauważyłem rękę… mignęła na moment… I głowę… Według mnie to był człowiek, tylko w jakimś dziwnym ubraniu — dorzucił Władysław.
Na podłodze leżała matowa zielonkawa płyta z zaokrąglonymi brzegami. Tałanow przykląkł, obejrzał ją, a potem wziął do ręki.
— Przecież to jest ich pismo, Władku! — wykrzyknął. — Sami się do nas zwracają.
— Byczo! — odezwał się Władysław. — Co teraz robimy? Chyba od razu wrócimy do rakiety?
Tałanow pokręcił głową.
— List nie jest dłuższy od naszego. Pewno także tylko same pytania.
Trzeba będzie pokazać im nasz list.
— Wprowadzimy ich w błąd — zaoponował Władysław. — Niech pan pomyśli: znamy ich język, a na list odpowiedzieć nie potrafimy. Nie będą w stanie tego wytłumaczyć.
— Przecież nasz list stanowi odpowiedź. Na pewno zadają pytania, skąd przybyliśmy i tak dalej. Więc niech się dowiedzą.
Zaczął ostukiwać ścianę, a stwierdziwszy próżnię, przyłożył list i mocno przycisnął go dłońmi. Zza ściany zaczęły dobiegać jakieś szmery, ciche okrzyki i modulowana szybka mowa, podobna do szczebiotu ptaków.
Tałanow cały czas stał, przyciskając dłonie do ściany i patrząc wprost przed siebie, tak jak gdyby widział tych, co znajdowali się za cienką, ale nieprzejrzystą dla niego ścianą.
Szmery nasilały się, a potem rozległo się słabe syczenie. Na białej, świecącej ścianie zjawiły się matowoszare koła i plamy, stopniowo rozszerzające się i zlewające… Tałanow cofnął się i upuścił papier: ściana stawała się przezroczysta.
— Czy widzisz, Władku? — zapytał szeptem.
— Tak. Zdejmują warstwę ochronną — odparł Władysław.
Obydwaj bali się poruszyć. Na ścianie powstał niewielki, ostro odcinający się owal. Do przezroczystego okna zbliżyła się twarz… Wprost na astronautów patrzyły okrągłe, ptasie oczy bez brwi i rzęs. Wąski, zakrzywiony nos był także podobny do ptasiego dzioba, usta były cienkie, prawie pozbawione warg.
Tałanow i Władysław nie odrywając wzroku patrzyli na tę dziwną twarz, niewiele przypominającą ludzkie oblicze. Twarz była żywa i myśląca.
— A jednak to są ci sami… Ci sami, co mieszkali na górze — wyszeptał
po chwili Władysław. — Te same twarze, co na obrazach i w książkach.
Tałanow przytaknął. Istota za przezroczystą ścianą przemówiła wysokim, modulowanym, szczebiotliwym głosem, wskazując na tabliczkę, którą Władysław trzymał w rękach. Astronauci spojrzeli po sobie.
— Albośmy w naszym liście nie odpowiedzieli na ich pytanie, albo oni przewidzieli nasze pytania i wszystko zakomunikowali nam na tabliczce — powiedział Tałanow. — Diabli wiedzą, co robić.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ostatni z Atlantydy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni z Atlantydy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.