Dick Francis - Dreszcz

Здесь есть возможность читать онлайн «Dick Francis - Dreszcz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dreszcz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dreszcz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Oferta, jaką Dan Roke – właściciel stadniny w malowniczych krajobrazach Australii – usłyszał z ust hrabiego Octobra, wydawała mu się zbyt kusząca finansowo, by z niej nie skorzystać. Wystarczyło zaszyć się jako stajenny w Yorkshire w Wielkiej Brytanii i wyświetlić sprawę tajemniczych dopingów na wyścigach konnych. Faworyci bowiem przegrywali tam podejrzanie często pewne gonitwy. Problemem było tylko to, że węszący już wcześniej wokół tej sprawy dziennikarz, Tommy Stapleton, miał dziwny wypadek samochodowy, z którego nie wyszedł cało…

Dreszcz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dreszcz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wszyscy zebrali się przed boksem Mickeya. Humber rzuciwszy okiem na martwego konia, odwrócił się i przyjrzał się sześciu obdartym stajennym. Przymrużone oczy i pełen szorstkości wyraz twarzy powstrzymywały wszystkich od zadawania mu jakichkolwiek pytań. Zapanowało krótkie milczenie

– Stańcie w szeregu – powiedział nagle.

Stajenni mieli zaskoczone miny, ale wykonali polecenie.

– Wywróćcie kieszenie – rozkazał Humber.

Stajenni posłuchali, zaciekawieni. Cass przeszedł wzdłuż szeregu, oglądając zawartość kieszeni i sprawdzając dokładnie, czy na pewno nic więcej w nich nie ma. Kiedy zbliżył się do mnie, pokazałem mu brudną chustkę do nosa, scyzoryk, kilka monet i wywróciłem kieszenie. Wziął ode mnie chusteczkę, potrząsnął nią i zwrócił mi. Gwizdek w kieszeni mojego pasa był niemal w zasięgu jego ręki.

Poczułem na sobie badawczy wzrok Humbera, który stał oddalony o jakieś dwa kroki, ale kiedy tak starałem się nadać mojej twarzy wyraz rozluźnienia i zaciekawienia, stwierdziłem ze zdumieniem, że ani nie oblewałem się potem, ani nie odczuwałem napięcia mięśni, żeby to osiągnąć. W dziwny sposób bliskość niebezpieczeństwa sprawiła, że pozostałem obojętny i myślałem jasno. Nie bardzo to rozumiałem, ale w jakiś sposób to właśnie mi pomogło.

– Tylne kieszenie? – spytał Cass.

– Nic tam nie ma – odpowiedziałem obojętnie, obracając się, aby mu pokazać.

– W porządku. Teraz ty, Kenneth.

Wywróciłem z powrotem moje kieszenie i włożyłem do nich wyjęte przedmioty. Nie drżały mi ręce. Niezwykłe, pomyślałem.

Humber obserwował całą scenę, czekając aż kieszenie Kennetha zostaną opróżnione, wtedy skinął Cassowi głową i wskazał puste boksy. Cass przeszukał boksy koni, które właśnie skończyliśmy trenować. Dotarł szybko do ostatniego, pokręcił głową i wrócił. Humber wskazał w milczeniu na garaż, w którym stał bentley. Cass zniknął, powrócił i znów spokojnie pokręcił głową. Humber w milczeniu poczłapał do kantoru, opierając się na swojej ciężkiej lasce.

Nie mógł słyszeć gwizdka, nie mógł też podejrzewać, że którykolwiek z nas użył go tylko po to, by sprawdzić, jak na to zareaguje Mickey, ponieważ gdyby to podejrzewał, kazałby nam rozebrać się do naga i przeszukałby staranniej. Ciągle jeszcze przypuszczał, że śmierć konia była wynikiem przypadku, i miałem nadzieję, że nie znalazłszy gwizdka w naszych kieszeniach ani w żadnym boksie, dojdzie do wniosku, że ataku Mickeya nie spowodował żaden z grupy nędznych stajennych. Jeżeli tylko Adams przyzna mu rację, byłem ocalony.

Tego popołudnia na mnie wypadało mycie samochodu. Gwizdek Humbera był na miejscu, porządnie ulokowany za paskiem skórzanym między korkociągiem i parą szczypiec do lodu. Przyjrzałem mu się tylko i zostawiłem na miejscu.

Adams przyjechał następnego dnia.

Mickeya zabrał rzeźnik sprzedający mięso dla psów, który zresztą bardzo narzekał na chudość konia, ja tymczasem bez przeszkód zaniosłem nowe chomąto do koszyka z zapasami, pozostawiając stare zwisające jak zwykle na końcu łańcucha. Nawet Cass nie zauważył podmiany.

Adams i Humber poszli pod boks Mickeya i oparłszy się o dolną połowę drzwi, rozmawiali. Jerry wytknął głowę z następnego boksu, zobaczył ich i szybko zniknął. Ja kontynuowałem swoje zwykłe zajęcia niosąc dla Dobbina siano i wodę i wynosząc nawóz z jego boksu.

– Roke – wrzasnął Humber – chodź tutaj. Tylko szybko.

– Słucham pana – podbiegłem błyskawicznie.

– Nie wyczyściłeś tego boksu.

– Przepraszam pana. Zrobię to dziś po południu.

– Zrobisz to – rzekł z naciskiem – zanim pójdziesz na obiad.

Doskonale wiedział, że znaczyło to niejedzenie w ogóle obiadu. Spojrzałem na niego. Ciągle jeszcze przyglądał mi się z rozmysłem, powieki miał półprzymknięte, a usta wykrzywione.

Spojrzałem w ziemię i odparłem cicho: – Tak, proszę pana.

Nie byłem tu jeszcze nawet ośmiu tygodni i powinienem liczyć na jeszcze trzy dalsze. Jeżeli zamierzał już się mnie pozbyć, mogłem nie zdążyć wykonać zadania.

– Na początek – powiedział Adams – możesz podnieść to wiadro i wynieść je.

Zajrzałem do boksu. Wiadro Mickeya stało jeszcze przy żłobie. Otworzyłem drzwi, podniosłem je, odwróciłem się, by wyjść, i stanąłem jak wryty. Adams wszedł za mną do boksu. W ręku trzymał laskę Humbera i uśmiechał się. Upuściłem wiadro i umknąłem do kąta. Roześmiał się.

– Nie brałeś dzisiaj na uspokojenie, co, Roke?

Nie odpowiedziałem. Podniósł rękę i gałka laski wylądowała na moich żebrach. Było to mocne uderzenie, całkiem świadome. Kiedy znów podniósł rękę, rzuciłem się pod jego ręką za drzwi. Za mną rozległ się wybuch śmiechu.

Biegłem tak długo, aż zniknąłem z zasięgu ich wzroku, wtedy dopiero zacząłem iść wolno, rozcierając przy tym bolące miejsca. Będzie na pewno duży siniak – nie miałem zamiaru zbierać więcej takich śladów. Chociaż powinienem być wdzięczny przynajmniej za to, że postanowił się mnie pozbyć w normalny sposób, a nie w płonącym samochodzie staczającym się po stoku wzgórza.

Przez całe długie, głodne popołudnie próbowałem zdecydować, jakie wyjście będzie najlepsze. Czy odejść natychmiast bez względu na to, że nie wykonam zadania, czy też zostać jeszcze te kilka dni, co nie wywoła żadnych podejrzeń Adamsa. Cóż jednak – myślałem przygnębiony – będę mógł odkryć w ciągu trzech czy czterech dni, jeżeli nie udało mi się dokonać tego w ciągu ośmiu tygodni?

To Jerry zdecydował za mnie.

Po kolacji (gotowana fasola z chlebem, ale w mizernej ilości) siedzieliśmy przy stole nad otwartym komiksem. Odkąd odszedł Charlie, nikt nie miał radia i wieczory byłyjeszcze nudniejsze niż zwykle. Lenny i Kenneth grali w kości na podłodze. Cecil upijał się gdzieś na zewnątrz. Bert siedział w milczeniu na ławce obok Jerry’ego przyglądając się toczącym się po betonie kościom.

Drzwi piecyka były otwarte szeroko, a wszystkie włączniki elektrycznej kuchenki nastawione na pełny regulator. Był to genialny pomysł Lenny’ego, żeby w jakiś sposób uzupełnić ciepło wydzielane przez parafinowy piecyk, dość niechętnie użyczony przez Humbera. Będzie to trwało do pierwszego rachunku za elektryczność, ale tymczasem mieliśmy ciepło.

Brudne naczynia były upchnięte w zlewie. Pod sufitem, niby gzymsy, zwieszały się pajęczyny, goła żarówka oświetlała to pomieszczenie o ścianach z niepomalowanej cegły. Ktoś rozlał na stole herbatę i róg komiksu Jerry’ego zamoczył się kompletnie.

Westchnąłem i pomyślałem, że powinienem być zadowolony z tego, że muszę porzucić tę ponurą egzystencję, teraz, kiedy nie miałem już innego wyboru.

Jerry podniósł wzrok znad komiksu, przytrzymując palcem oglądany obrazek.

– Dan?

– Tak?

– Czy pan Adams cię uderzył?

– Tak.

– Tak właśnie myślałem. – Pokiwał jeszcze głową i wrócił do swojego komiksu.

Przypomniałem sobie teraz, że wyglądał z sąsiedniego boksu, zanim Adams i Humber mnie zawołali.

– Jerry – powiedziałem wolno – czy słyszałeś, jak pan Adams rozmawiał z panem Humberem, kiedy byłeś w boksie czarnego wierzchowca pana Adamsa?

– Tak – odparł nie podnosząc głowy.

– O czym rozmawiali?

– Kiedy uciekłeś, pan Adams śmiał się i powiedział szefowi, że długo nie wytrzymasz. Długo nie wytrzymasz – powtórzył jeszcze, jak refren – nie wytrzymasz…

– Czy słyszałeś, co mówili przedtem? Jak tylko tam podeszli i ty wyjrzałeś z boksu i zobaczyłeś ich?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dreszcz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dreszcz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Dick Francis - Straight
Dick Francis
Felix Francis - Dick Francis's Gamble
Felix Francis
Dick Francis - Versteck
Dick Francis
Dick Francis - Todsicher
Dick Francis
Dick Francis - Sporen
Dick Francis
Dick Francis - Rivalen
Dick Francis
Dick Francis - Knochenbruch
Dick Francis
Dick Francis - Gefilmt
Dick Francis
Dick Francis - Festgenagelt
Dick Francis
Dick Francis - Hot Money
Dick Francis
Dick Francis - For Kicks
Dick Francis
Отзывы о книге «Dreszcz»

Обсуждение, отзывы о книге «Dreszcz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x