– Wystarczy – uciął Jack.
– Opowiedz nam więcej o Laurel – poprosił Gillette.
– Zna wszystkie mroczne tajemnice i wie, co robić. Zawsze dostaje to, czego chce. Nie ma skrupułów, potrafi dążyć do celu po trupach. Oczywiście z tego, co mówił Jimmy.
– Raczej się nie lubili – zauważył Gillette.
– Nie, raczej nie. Pytałam o to Jimmy'ego, o te wszystkie przycinki ukryte pod pozorną uprzejmością, o zachowywanie pozorów, a on powiedział, że to trwa od tak dawna, że nie potrafi sobie przypomnieć, czy kiedyś było inaczej.
– Czytałem kiedyś w Wall Street Journal, że pod jej przewodnictwem Abbott Enterprises znacznie się wzbogaciła i zyskała prestiż w kraju i za granicą – mówił dalej Gillette.
– Tak też twierdził Jimmy – powiedziała Rachael. – I na pewno drażniło to Quincy'ego. – Westchnęła, zjadła krakersa i zamknęła opakowanie. – Ale skąd ja wezmę dowód?
– Znajdziemy go – oświadczył Jack z pewnością w głosie. Uśmiechnęła się do niego.
– A wiesz, że wuj Gillette zna się na komputerach, może nawet równie dobrze, jak agent Savich? Mówiłeś, Jack, że on jest w tym naprawdę niezły.
– Agent Savich? – zapytał Gillette. – Masz na myśli agenta FBI, Dillona Savicha? Jack pokiwał głową.
– Czytałem o nim, widziałem mnóstwo wyników spraw, jakie rozwiązał dla FBI. Dokonał wdrożenia programu rozpoznawania twarzy Scotland Yardu. Bardzo chciałbym zobaczyć, jak to działa.
Jack roześmiał się.
– Czy zdarza ci się mówić po imieniu do komputera, Gillette?
– Po imieniu? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Właściwie to mam trzy komputery.
– Może to kwestia do rozważenia – powiedział Jack. – Savich ma tylko jednego laptopa, nazywa się MAX lub MAXINE – jest transgeniczny, zmienia płeć co pół roku.
Gillette roześmiał się tak, że rozlał kawę. A co to była za podłoga, pomyślał Jack, dużo ładniejsza od jego podłogi, to go dręczyło, bo wybrał włoskie kafelki i sam je ułożył. Spojrzał na marmurowe kwadraty w różnych odcieniach szarości, poprzecinane mlecznobiałymi liniami.
– Zastanawiam się, dlaczego nigdy nie przeczytałem żadnej wzmianki o MAX – ie – powiedział Gillette, po czym pochylił się, żeby wytrzeć kawę z podłogi. – Ani o MAXINE.
– Zobaczę, może będę mógł umówić cię z Savichem, przynajmniej wirtualnie. Twój dom jest niesamowity. Myślę, że może już najwyższy czas zrobić mały remont w moim.
– Masz już swój dom? W tak młodym wieku?
– Wcale nie jestem taki młody – odparł Jack. – Mam prawie trzydzieści dwa lata.
– Znaczy trzydzieści jeden – powiedział Gillette. – Młody jesteś.
– Wystarczająco młody – powiedziała Rachael, dmuchając na kawę, którą wuj Gillette wlał właśnie do kamionkowego kubka z jej imieniem. – Jesteś ode mnie starszy tylko o trzydzieści sześć miesięcy.
– Trzydzieści sześć miesięcy i wiele lat – powiedział Jack. Rachael uśmiechnęła się szyderczo.
– Czyżby? A czy kiedyś spędziłeś trochę czasu na dnie jeziora w towarzystwie betonowej bryły?
– No dobra, trochę przesadziłem, ale musisz przyznać, że to sformułowanie zabrzmiało złowieszczo. Nie mogła się powstrzymać, klepnęła go w ramię i roześmiała się.
– Dobra, masz więcej doświadczenia. A teraz opowiedz nam o swoim domu.
– Jest stary i wymaga remontu, ale jest mój. Rodzice pożyczyli mi pieniądze, żebym mógł wpłacić zaliczkę. Płacę im za to dziesięć procent odsetek. Tata powiedział, żebym nie spieszył się z oddawaniem, bo są zadowoleni ze stopy procentowej. Sam zbudowałeś ten dom, Gillette?
Ten pokiwał głową i podszedł do lśniącej chromowanej lodówki.
– Po tym, jak wróciłem z piechoty morskiej…
– Zaraz, zaraz – przerwał mu Jack, wpatrując się w człowieka, który wyglądał raczej jakby przez większość życia zawodowo grał w polo. – Byłeś żołnierzem?
Gillette pokiwał głową.
– Tak, przez dziesięć lat. Dorastałem w Slipper Hollow, chodziłem do szkoły w Parlow i nie mogłem się doczekać, kiedy w końcu wydostanę się stąd do wielkiego, złego świata. Widać dom tak tkwi w naszej świadomości, że kiedy skończyłem z wojskiem, wróciłem tutaj. Ty i twoja matka mieszkałyście tutaj, a kiedy miałaś mniej więcej dwanaście lat, przeprowadziłyście się do Richmond.
– Tak, pamiętam – powiedziała Rachael i zwróciła się do Jacka: – Moich dziadków zabiła lawina podczas biegu narciarskiego, miałam wtedy osiem lat. Nigdy nie znałam ich zbyt dobrze, cały czas byli w trasie. „Przejść piechotą cały świat” – to było ich motto.
– Tak, to prawda. Po waszym wyjeździe nie było mi łatwo tutaj samemu, ale nie chciałem się ruszać. Wtedy zburzyłem stary dom i zacząłem budować ten. Trwało to bardzo długo. Skończyłem go jakieś trzy lata temu. Cieszyła mnie każda praca, ciebie też będzie cieszyć, Jack, i nie idź na łatwiznę. Zrobiłem sernik. Kto chce z truskawkami?
Ten szczupły, przystojny mężczyzna, który wyglądał jak włoski hrabia ubrany w bladoniebieski kaszmirowy sweter w serek, białą koszulę, czarne spodnie i miękkie mokasyny, był żołnierzem piechoty morskiej? Potrafił zrobić wegetariańską zupę i sernik, a do tego sam położył na podłodze w kuchni ten niesamowity marmur. I sam zbudował ten dom?
– Moja siostra dałaby się za ciebie pokroić – powiedział Jack po pierwszym kęsie sernika.
– Hm, znaczy, lubi sernik, tak? Jest prawnikiem, tak jak ty?
– Skąd wiesz, że jestem prawnikiem?
– Domyśliłem się po sposobie, w jaki mówisz. Poza tym, jak Rachael do mnie zadzwoniła i powiedziała, jak się nazywasz, poszukałem w Internecie informacji o tobie. Byłeś drugi na roku na uniwersytecie w Chicago. Dobra robota. To ciężki program. Od razu po studiach poszedłeś do FBI?
Jack usiadł wygodnie i splótł ręce.
– Nie, zaczynałem w biurze prokuratora okręgowego w Chicago. Pracowałem tam przez półtora roku, a potem trafiłem do FBI. Moja siostra była najlepsza na roku, też w Chicago, osiem lat przede mną. Jest wegetarianką, tak jak Savich.
– To dziwne – powiedział Gillette, patrząc w stronę laptopa stojącego na kuchennym blacie obok salaterki pełnej zielonych jabłek. – Jak na agenta FBI.
– Tak, większość z nas to drapieżnicy – odparł Jack i pomyślał o Gillette szukającym w Internecie informacji o nim, o swojej prywatności, i wiedział, że każdy średnio biegły w posługiwaniu się Internetem może dowiedzieć się, że na drugim roku dostał czwórkę z przestępstw cywilnych.
O dziesiątej wieczorem Rachael zaprowadziła Jacka do dawnego pokoju swojej matki, który wuj Gillette przygotował dla niego.
– Wiesz, Rachael, zastanawiam się, skąd Gillette bierze pieniądze? To oczywiste, że żyje dostatnio, poza tym zbudował ten dom i to naprawdę wysokiej jakości.
– Zajmuje się usuwaniem usterek w komputerach w dużych międzynarodowych firmach. Ale będziesz musiał sam go zapytać, o co dokładnie chodzi. Pamiętam, że kiedyś zaczął opowiadać o przekrętach podatkowych, które wytropił w Dubaju. Weź tabletkę przeciwbólową, Jack – dodała. Podniosła dłoń i lekko dotknęła jego policzka. – Dziękuję ci, że spadłeś z nieba prosto do moich stóp, a potem zostałeś moim ochroniarzem. Na dodatek remontujesz swój dom i zaraz pomyślę, że jesteś zupełnie wyjątkowy.
– Podoba mi się to – powiedział i zanim wyszła, wpatrywał się w jej niesamowicie seksowny warkoczyk. Jack połknął tabletkę, położył się w pachnącą lawendą pościel i zasnął w ciągu kilku minut.
Читать дальше